FEATUREDLatestPolonezköy

Polacy w Turcyi, cz. 5

„Polacy w Turcyi”

Kontynuacja z tygodnika literacko-społeczno-politycznego „Głos”z roku 1885, gdzie  M.K. Borkowski opisał swoją podróż do Konstantynopola w 1885 i odwiedziny w polskiej kolonii zwanej Adampolem (polskim Czyflikiem). – „W domu Gropplerów, przejezdny Polak oddycha swojskiem powietrzem i zapomina, iż jest na Wscho­dzie, daleko od kraju.”

(Dalszy ciąg – część piąta).

(zachowano pisownię oryginalną z tego okresu)

Każdy cudzoziemiec w Turcyi musi znajdować się pod protektoratem jakiejś ambasady. Władze turec­kie cudzoziemca (frenka) nie sądzą i nie aresztują, spełniają zaś to ambasady; w razie nadzwyczajnym tylko turecka policyja aresztuje go. Ambasady za­graniczne w Turcyi tworzą państwa w państwie: każ­da z nich posiada swoje odrębne, instytucyje, pocz­ty1, sądy, straż (kawasów) i t. p.

Koloniści w Adampolu i wogóle polacy w Turcyi, znajdują się pod protektoratem ambasady francuskiej. Dawniej, za czadów Sadyka-paszy miała ona wielki wpływ w Turcyi, dziś jednak utraciła poprzednie zna­czenie i obecnie zależność od niej adampolan jest ra­czej formalną.

W Adampolu odbywają się sądy polubowne lub gminne, z udziałem radnych; niekiedy zaś sprawa prze­chodzi do kajmakana w Bejkosie. W razie zatwier­dzenia prawa własności, akty notaryjalne sporządzane bywają w konsulacie francuskim. Za czasów ks. Ro­gowskiego, d-ra Drozdowskiego i innych, dochodziło kilka razy w Adampolu do ważnych nieporozumień, zbrojnych wystąpień, procesów, komisyj wyznacza­nych ad hoc z konsulatu francuskiego i t. p. Obecnie zapanował spokój.

Sądy w Bejkosie odbywają się w sposób fa­milijny, prywatny; skargę zanosi się ustnie. Sądy tureckie wyroku na piśmie nie wydają; wpisaniem pro­tokółów i aktów nie zwykły się bawić. Często ważny dokument pisany bywa na kolanie, przy kawie. Podsądny do sędziego i sędzia do oskarżonego mówią ”ty:“ fez i religija mahomeńska wszystkich ich równa, biedak siada obok wysokiego dostojnika rządu, piją ra­zem kawę, palą „nargile,“ załatwiają sprawy, a często w ten sposób odbywają się i sądy.

Proces w Turcyi bardzo trudnym jest do prze­prowadzenia. Akty albo nie istnieją wcale, albo znaj­dują się w nieporządku. Wszystko zależy od „za­patrywania“ wyższego urzędnika. Bez „bakczyszu“ trudno jest załatwić większy interes, szczególnie cu­dzoziemcowi. Ambasady zagraniczne z tego korzy­stają: jakoż tajemnice stanu często bywają zdradzane i wydawane obcym mocarstwom.

Dobroduszność i prostota turków graniczą czę­sto z naiwnością, opieszałością i niezaradnością. Ja­ko przykład opieszałości urzędników tureckich, może posłużyć następujący fakt. Kiedy jeden z moich  znajomych, w ważnej sprawie, dowiadywał się często w biu­rze ministerstwa dróg i komunikacyj o rezultat, zwy­kle otrzymywał odpowiedź „jok“ 2. Nareszcie znie­cierpliwiony, prosił, aby mu pozwolano przejrzeć akty bieżące i natychmiast odnalazł swoją odpowiedź, któ­ra już od kilku miesięcy spoczywała w biurze. Gdy oburzony lekkomyślnością i opieszałością, taką, robił wyrzuty urzędnikom, ci ze spokojem odpowiedzieli: „jeżeli ta odpowiedź do ciebie, to weź ją sobie.“ Przytem dziwili się turcy, iż tak mu szło o pośpiech.

Dyrektorowie i opiekunowie nie troszczyli się o po­karm duchowy dla adampolskich mieszkańców: dotychczas w Adampolu szkoły nie ma; młode pokolenie najwięcej na tem ucierpiało. Nieraz ludzie dobrej woli i chęci starali się zaradzić złemu, dostarczając kolonistom książek, które zresztą do rąk ich nie do­chodziły, albowiem dr. Drozdowski i inni uważali oświatę dla osadników za zbyteczną. Zacny rodak nasz, Henryk Groppler, dawniej czas jakiś dostarczał książek i środków nawet na utrzymanie nauczyciela w Adampolu, lecz nie było człowieka, któryby zajął się tem systematycznie.

Brak szkoły w Adampolu zaznaczył już W. Koszczyc w dziele swojem „Wschód“ (ze Stambułu do Angory. Lwów, 1874 roku, strona 39); jak ró­wnież T. T. Jeż, pisząc w „Kraju“ o śmierci Mic­kiewicza, o Adampolu tak powiada: „Kolonija ta istnieje do dnia dzisiejszego; zamieszkuje ją rodzin kilkadziesiąt polaków rolników, gospodarczych i ucz­ciwych, którym się dotkliwie czuć daje brak szkół­ki i nauczyciela.“    

W ostatnich czasach myśl założe­nia szkoły polskiej dla dzieci adampolan, jak to później zobaczymy, została podniesioną lecz wszystko rozbija się o brak środków. Szkoła polska w Adampolu mia­łaby pierwszorzędne dla nich znaczenie. Winę przypisać należy Czartoryszczyźnie i inteligencji na­szej w Stambule. Hotel Lambert wprawdzie niewiele „wydyplomatyzował, “ a zaniedbał ważnego obowiąz­ku chrześcijańskiego względem polskich osadników, którymi jakoby opiekował się: „aby głodnych nakar­mić, a maluczkich i prostaczków pouczyć.“ Czartoryszczyzna nie zrobiła pierwszego i nie wypełniła dru­giego.

W życiu polaków na wschodzie i w losach kolonji adampolskiej, dom Gropplerów miał wybitne znaczenie; zatrzymam się więc nad nim nieco dłużej.

Dom Gropplerów w Stambule, a raczej w Bebeku, wspaniale urządzony, stanowi prawdziwe muzeum polskie na wschodzie. Posiadają oni wspaniałą biblijotekę polską, wiele zbiorów, obrazów i cennych pamiątek. W domu ich znajdują się szkice ołówkiem znakomitych dzieł, jak ,,Unija,“ „Kazanie Skargi,” „Grunwald,“ „Posłowie u Stefana Batorego“ i t. p., kreślone ręką Jana Matejki. W tych szkicach uwydatniła się pierwsza myśl mistrza, który ofiarował je Gropplerom. Podczas bytności swojej w Carogrodzie Matejko wykonał portrety Gropplerów. Pani Groppler znajduje się w bliskiem pokrewieństwie z zna­komitym malarzem.

Henryk Groppler, krakowianin, od lat zamie­szkały w Turcyi, dorobił się znacznej fortuny, posia­da kopalnie marmuru i boraksu w Azyi Mniejszej. Do­robił się zaś milijonowej fortuny w sposób wypadkowy. Dawniej jeszcze, przed wojną krymską, założył Grop­pler kopalnie. Marmur z jego kopalni miał wielką wartość, jako materyjał budowlany, na wschodzie często używany. Jednak brak komunikacyj tak Iądo­wej jak i wodnej, utrudniał dostawę marmurów tych i Groppler źle wychodził na tem przedsiębiorstwie; już stracił był swój własny fundusz, posag żony i zadłużył się. Wówczas wszyscy go odstąpili, oprócz nieboszczyka J. Katyńskiego, który zarządzał owemi kopalniami. Kopiąc marmury, wypadkowo znaleziono pokłady boraksu (boracyt), który ma w przemyśie wiel­kie zastosowanie. Do Francyi wysyłano boraks ca­łymi okrętami. H. Groppler następnie, wszedł do spół­ki z towarzystwem francuskiem i prowadzi przemysł ten na wielką skalę, szczególnie do 1880 r. interes dobrze się przedstawiał. W ostatnich czasach, wsku­tek przesilenia ekonomicznego we Francyi, wywóz bo­raksu zmniejszył się.

W kopalniach tych był zabity ongi po wojnie krymskiej W. Kozłowski, młody i zdolny technik. Wy­dalił on robotnika, arnautę za złe sprawowanie się który na drugi dzień, przez zemstę, zastrzelił go. Wogóle na wschodzie w dysputach i sporach uważają za najsilniejszy argument kulę, sztylet lub nóż; to też te­go rodzaju „argumenty” bardzo upowszechnione są na­wet na bruku stambulskim, pomiędzy wschodniemi ra­sami i ,,frenkami.“

O kopalniach marmuru Gropplera wspomina Bolesławita w swoich „Rachunkach“ bardzo pochlebnie. Należy oddać sprawiedliwość, iż Groppler, dorobiw­szy się znacznej fortuny, z pożytkiem używa jej; świad­czy on wiele dobrego polakom na wschodzie, a wielu z nich postawił na nogi. Groppler zakupił domek, gdzie zmarł wielki wieszcz narodu naszego Adam Mickiewicz, w dniu 26 listopada 1855 r. Nędzny dom ten znajdował się w części miasta bardzo biednej, w Jeni-Szery, przy ulicy Kalendżi-Kulak, jeżeli szereg lichych domków można nazwać ulica 3. Podczas nieobecności Gropplera w Stambule, J. Ratyński zbu­rzył stary dom, stawiając na jego miejscu nowy, mu­rowany dom dla siebie; poczciwiec, nie chciał, aby za­darmo przepadał plac i sądził, iż w ten sposób lepiej utrwali pamięć poety. Groppler, przez przyjaźń dla Ratyńskiego, nie chciał burzyć nowozbudowauego do­mu, umieścił tylko na nim tablicę z napisem, iż tam mieszkał i zmarł Mickiewicz. Należało pozostawić stary domek—ruinę; taką też była również myśl pierwotna Gropplera.

Karol Brzozowski umieścił w „Kraju“ „Wspo­mnienia o Mickiewiczu“ ( Nr. 40, 1885 r.), gdzie au­tor opisuje wizytę Adama u Gropplerów. Pozwolę sobie przytoczyć ustęp z tego wielce ciekawego arty­kułu; K. Brzozowski tak opowiada: „Przy pożegnaniu Mickiewicz powiedział, że życzył sobie poznać Gropplerowstwo, u których w Bebeku nad Bosforem byłem prawie domownikiem i zażądał, abym go do nich za­prowadził. Nie miałem czasu uprzedzić Gropplerów, jaki gość ma do nich zawitać, bo nazajutrz wcześnie Służalski w kapitańskim kozackim mundurze zjawił się u mnie, mówiąc, że Mickiewicz czeka. Nie zapo­mnę nigdy wrażenia, jakie na panią Gropplerową, któ­rą zastaliśmy samą, wywarła ta niespodziana wizyta. Wymowna, uprzejma, ze skończoną ogładą wyższego towarzystwa, zwyczajna przyjmować u siebie wysoki świat dyplomatyczny, na widok wielkiego poety tak się zmieszała, że przykuta do podłogi, nie mogła zro­bić kroku naprzód, ani znaleźć jednego słowa na po­witanie swego gościa. Z jakąż to niezrównaną deli­katnością umiał Mickiewicz wyprowadzić biedną ro­daczkę z jej położenia, jak jej zręcznie i szybko dopo­mógł do odzyskania całej swobody. Na twarzy jego czytałem, jak ten niekłamany wyraz hołdu wzruszył go do żywego. Gdyśmy wyszli, w drodze do kaika, przystanął nagle i rzekł do mnie, a słowa jego dotąd brzmią w uchu mojem łagodnym dźwiękiem głębokie­go wzruszenia: „Więc wy do tego stopnia mnie kocha­cie? a cóż dacie świętym? ja nim nie jestem, pamię­tajcie!“ Wkrótce po tej wizycie w Bebeku opuści­łem Stambuł: gdy znowu znalazłem się nad Bosforem, Mickiewicz powrócił był z podróży swojej do Bur­das (?) i mieszkał w jednej z dalszych dzielnic miasta na Jeniszeri. Pośpieszyłem tam zaraz. W maleń­kim domku, więcej niż w skromnej izbie, znalazłem pana Adama, w towarzystwie Służalskiego i kilku pa­nów, nieznanych mi z nazwiska.“

Salon Gropplerów, przed wojną krymską i po wojnie, był miejscem neutralnem dla wszystkich partyj i odcieni i jednoczył wiele znakomitych i wybitnych osób jak: Mickiewicz, T. T. Jeż, Karol Brzozowski, Michał Czajkowski (Sadyk-pasza) 4 , Ludwika Śniadecka, ks. Czartoryscy, Władysław Zamoyski, Klappka, Wysocki, Kościelski (Sefer-pasza), Biliński (Mihad- pasza) 5, Jordan. Wolski (Rustem-bej), dr. Drozdow­ski, Fr. Duchiński, Bem, Hipolit Kuczyński, Sobańscy i wielu innych.

Przyszły historyk wychodztwa pol­skiego znajdzie wiele ciekawych materyjałów i wiado­mości w domu Gropplerów. Posiadają oni ogromne stosunki. Salon ich i dziś jeszcze zgromadza w so­bie literatów, artystów, ludzi uczonych, dyplomatów zagranicznych i wysokich dostojników tureckich. H. Groppler dobrze zna wschód i stosunki stambulskie, jest pełen dowcipu i wykształcenia: pani Groppler zaś nadzwyczaj uprzejma, wykszałcona i miła osoba, z wielką wprawą, uczuciem i artyzmem gra na fortepijanie, tym właśnie zaletom gospodarzy, obok gościn­ności, przypisać należy, dla czego umieją gromadzić około siebie tak różnorodne żywioły.

Karę lat temu. staraniem pani Groppler zebrano około 7000 franków na odbudowanie kościoła w Adampolu (z tej sumy 1500 fr. udzielone były przez Gropplerów). Jak następnie zobaczymy, te 7000 fr. doręczo­no księdzu A. Kubiakowi, który je lekkomyślnie roztrwonił. Nieraz pani Groppler przychodzi w pomoc dotkniętym nieszczęściom osadnikom. Tak, kiedy je­dnemu z kolonistów w Adampolu spłonęła chata, nie mając żadnego wyjścia i za namową swojej żony i są­siadów już w ostateczności zwrócił się on do Gropplerów z prośbą o pomoc, a raczej o pożyczkę. Gdy przybył do niej, łzy mu stały w oczach, język płatał się, a na twarzy malowała się okropna boleść. Zacna polka zrozumiała, iż spotkało go jakieś nieszczęście. Jak mi sam opowiadał ten rolnik, uczuwał on straszny wstyd i nie mógł wymówić, iż potrzebuje zapomogi i stał jak żak zarumieniony i zawstydzony. „W gardle mię dusiło — opowiadał mi on — i zaledwie wykrztu­siłem: chata spalona.“ Oceniła to p. G. i udzieliła zapomogi, a sama z nim rzewnie płakała. „Złoto to paliło mię — mówił on — czułem wstyd straszny i czuć będę, dopóki nie spłacę tego długu.“ Wytrwały, pra­cowity, odważny i uczciwy osadnik, gdy przyszło mu w ostateczności zwrócić się o pomoc, stracił odwagę. Obecnie jedyną myślą jego jest — dług ten spłacić coprędzej. Skromny ten rolnik mógłby posłużyć za przykład nie jednemu z naszych „herbowych“ roda­ków, jak w kraju tak i zagranicą.

W domu Gropplerów, przejezdny Polak oddycha swojskiem powietrzem i zapomina, iż jest na Wscho­dzie, daleko od kraju. (c.d.n.)

1 Listy nie bywają odnoszono tam do domów, lecz po­trzeba odbierać je osobiście. Listy można wysyłać z markami tureckiemi, francuskiemi, rosyjskiemi i t. d., zależy to od tego, z jakiej poczty list lub przesyłka mają być wysłane. Poczty w Konstantynopolu są: międzynarodowa, turecka, francuska, angielska, anstryjacka, rosyjsku, niemiecka i włoska.                                                                                

2 Jeżeli od turka na zapytanie otrzymasz odpowiedź  jok, oraz kiwnięcia głową do góry — nie należy więcej go pytać, od­powiedzi nie da już żadnej. Jok oznacza zaprzeczenie; nie, nie chcę, daj spokój, nie wiem i t. p.

3 T. T. Jeż w „Kraju“ (Nr. 4G. 1885 r.) w artykule: „Szczegóły o smierci Mickiewicza” tak powiada o tym domku: „Mickiewicz zamieszkał w domu drewnianym na Jeniszeri, przedmieściu, przylegajacym do Pery i Gnlaty, w dzielnicy poło­żonej w nizinie. Wynajął sobie pokój jeden obszerny, pokój, będący zarazom sypialnym, bawialnym i jadalnym, od niejakiego Kudnickiego…“ Domek ten zakupiony był przez H. Gropplera za 100 funtów tureckich w złocie (2,300 fr.).

4 Jeden z synów Michała Czajkowskiego, z pierwszego małżeństwa Władysław (Mussafer-pasza), jest w wojsku tureckiem generałem dywizyi. Drugi syn jego służy obecnie w wojsku ro­syjskiem. P. Suchodolska, jedna z córek Sadyka-paszy, obecnie mieszka w San Stefano i pisuje do pism francuskich; druga cór­ka jego wyszła za d-ra Gutowskiego. Najmłodszą zaś umiesz­czono w rządowym pensyjonacie w Kijowie. Trzecia żona Sadyka-paszy francuska, kobieta zepsuta, miała wpływ na niego w ostatnich czasach, kiedy mieszkali w Borkach obchodziła się z nim najgorzej. Jej też należy przypisać wiele błędów Micha­ła Czajkowskiego a pośrednio być może i samobójstwo jego, jak mi mówił naoczny świadek ostatnich dni Sadyka-paszy. J. Rogosz w „Kraju“ (Nr, 1886 r,) powiada, iż Sadyk-pasza miał ogromny wpływ w Carogrodzie i trząsł formalnie wszystkieimi ambasadami, a nawet angielską. Dawniej rzeczywiście wszystko rozstrzygało się w ambasadach angielskiej i francuskiej. Dziś w Turcyi mają wpływy i znaczenie ambasady; angielska, austryjacka, rosyjska i niemiecka.

5 Biliński (Mihad-pasza), brat znanego profesora we Lwo­wie, służy w armji tureckiej i jest generałem dywizyi. W osta­tnich czasach sprawował urząd pełnomocnika tureckiego przy rządzie bułgarskim w Sofii.Dawniej polacy zajmowali wysokie stanowiska w wojsku tureckiem jak; M. Czajkowski, Władysław Czajkowski, Biliński (Mihad-pasza), Kościelski (Sefer-pasza), Iliński (Iskander-pasza), H. Kuczyński (pułkownik), Służalski, Zimerman (Artur-bej) obecnie w Egipcie, Freind (Mahmed-pasza generał, członek rady wojennej), Rustem-bej (Wolski), Jordan i wielu innych. W osta­tnich czasach zginęli: Jagmin, Rohoza i wielu innych. Obecnie w armji tureckiej jest trzystu kilkudziesięciu polaków, jak mi mówił pewien oficer turecki. Turcy polaków nazywają „Lechli- madżiar,“ co oznacza przyjaciel, sprzymierzeniec. Czysto cudzoziemcy, a szczególnie ormianie, serbowie i „bratuszki“ nazywa­ją się w Turcyi polakami, wyzyskując sympatyję dla „Lechli- madżiara,”